poniedziałek, 27 maja 2013

2.

Moje trampki z niezwykłą lekkością odbijały się od krawężnika, gdy pospiesznie podążałam do szkoły. Co chwila odgarniałam niesforne włosy z twarzy. Obsesyjnie dotykałam palcami przedziałka, w celu sprawdzenia, czy aby na pewno jest równo na środku głowy. Co chwila spoglądając na ekran telefonu, co swoją drogą stało się moim nałogiem, niecierpliwie czekałam na odpowiedz Viv. Miałam iść z nią na zakupy. Studniówka zbliża się nieubłaganie, a ja nawet nie wiem jaką sukienkę chciałabym mieć. Z resztą, Liam nie za bardzo chce iść na ten bal. On nie chce patrzeć jak jego kumple z drużyny upijają swoje dziewczyny, żeby później je przelecieć. Tłumaczył mi też, że po wspólnej nocy wmówią im, że same chciały przeżyć swój pierwszy raz po tak wyjątkowym wieczorze jak ubiegły. To okropne, jak oni mogą zachowywać się tak w stosunku do kobiet. Zero granic, świnie. Liam zapewnia mnie, że nigdy nie pozwoli mi na zrobienie tego, jeżeli nie będę czuła się gotowa, a sam nawet nie odważy się do tego namawiać.
Widziałam go z daleka. Plecak w czarno-białą szachownicę leżał przy jego prawej nodze, a lewą stroną ciała opierał się o mur szkoły. Ręce trzymał z tyłu, a jego usta złożyły się w uśmiech, z tym charakterystycznym wygięciem w lewo. Tak właśnie uśmiecha się mój tata. Podchodząc bliżej słyszałam szelest z za pleców chłopaka. Zawsze bawi się palcami jak jest zdenerwowany, więc teraz pewnie mielił jakiś biedny papierek, który akurat wpadł mu w ręce.
-Jo...-zaczął niepewnie.- Ładnie dziś wyglądasz.- zaśmiał się nerwowo, po czym zawzięcie szukał mojego spojrzenia. Byłam ciekawa co tak tarmosi w tych dłoniach, więc zamiast skupić się na tym, o czym mówi, natrętnie zaglądałam przez jego ramie.- Jo?
-Um, tak?- ocknęłam się, niechętnie rezygnując z odkrycia źródła szelestu.- Dzięki.- odpowiedziałam z różanymi wypiekami na twarzy, a wszedłszy na stopy Liama, delikatnie przywitałam go całusem.
-Bo ja chciałem spytać, a właściwie, no...- jąkał się, bardzo zabawnie przy tym wyglądając.- No pójdź ze mną na studniówkę.- powiedział zawstydzony, zasłaniając twarz bukietem czerwonych róż. Zachichotałam pod nosem, a moje policzki zalała fala czerwieni, odpowiadającej barwie róż, które widniały przede mną. Delikatnie złapałam je w obie dłonie i wyciągnęłam z objęć chłopaka, po czym przytuliłam je do siebie, zaciągając się ich zapachem.
-Są piękne.- rzuciłam zachwycona. Obejrzałam wszystkie czterdzieści dwie róże, po czym spojrzałam się na spalonego ze wstydu Liama.- Dziękuję.- wdrapałam się ponownie na chłopaka i zaczęłam go namiętnie całować. Czułam jak jego klatka piersiowa drży z podniecenia, a ręce lądują na mojej tali. Było mi tak dobrze, tak szczęśliwie.
-Payne, wiem, że nie chcesz się odessać od swojej modeleczki, ale musimy obgadać skład na sobotni mecz. Poza tym, dzisiaj jest trening i musimy odebrać nowe stroje.- mówił Troy. On i Liam nie lubią się. Rywalizują odkąd zaczęli razem grać, czyli już siedem lat. Li od zawsze był lepszy, zawsze zgarniał mu nagrody i stypendia z przed nosa, a do tego to właśnie Liam został kapitanem drużyny. Za to Troy nieustannie chwali się swoimi bogatymi rodzicami i własnym boiskiem z koszami zrobionymi z piaskowanego szkła. To jego największa chluba i uważa, że przez to jest lepszy od Payno. Ponad to obaj zachowują się jak dzieci. Byliby chorzy, gdyby nie wymienili morderczych spojrzeń na przerwie mijając się na korytarzu. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dziewczyną znienawidzonego przez Liama chłopaka jest moja najlepsza przyjaciółką Vivien. Ja osobiście bardzo lubię Boltona, a Viv uwielbia mojego chłopaka, a oni są wiecznie skłóceni.
-Zamknij się Bolton.- parsknął Liam.- Mamy trening o czwartej, to wtedy się dogadamy.
-Czemu muszę męczyć się z tobą w drużynie.- powiedział Troy z dezaprobatą.- Tak w ogóle to cześć Jo.- uśmiechnął się serdecznie.
-Chyba "modeleczko"- zaśmiałam się cicho.- Hej Troy.- powiedziałam machając w jego stronę.- Jak już jesteś, to wiesz może czemu nie ma kontaktu z Viv?
-Um. Przyjdzie dziś dopiero na laboratoryjne, odbiera nowy obiektyw, więc to dla niej wielki dzień.- ostatnie słowa wypowiedział wywracając teatralnie oczami.- Może mam jej coś przekazać?
-Nie Bolton, damy radę.- parskną niegrzecznie Liam, ciągnąc mnie za rękę w stronę drzwi.
-Daj spokój głupku!- trzepnęłam Liama w tył głowy.- Jeżeli możesz, przekaż jej, że ma czekać obok Pricelandu o czwartej. Będę wdzięczna.- uśmiechnęłam się szeroko pokazując swoje dołeczki.
-Jasne, trzymaj się.- powiedział Troy, by zaraz później skierować zimne spojrzenie w stronę Liama. Po czym uciekł do paczki znajomych, która go wołała.
-Po co rozmawiasz z tym idiotą?!- warkną zirytowany Liam. Był okropnie zły, nawet się na mnie nie patrzył. Na jednym ramieniu niósł swój plecak, a w dłoni trzymał moją torbę. Szedł przez korytarz, ciasno trzymając mnie za rękę i nie odzywając się ani słowem.
-Tak.- powiedziałam z tak szerokim uśmiechem na twarzy, że aż zabolały mnie policzki. Szybka reakcja chłopaka nawet mnie nie zdziwiła. Po prostu stanął na środku szkoły nie rozluźniając uścisku i patrzył się na mnie.
-Nie zrozumiałaś kontekstu pytania?- kręcił głową w jedną i drugą stronę, śmiejąc się przy tym. Właściwie to było pytanie retoryczne, więc zadając je sobie, znał już odpowiedź.
-Tak, pójdę z tobą na studniówkę.- powiedziałam nadal szeroko się uśmiechając. Liam momentalnie się rozchmurzył i cmoknął w policzek, po czym szybko pobiegliśmy do pokoju nauczycielskiego. Brązowooki stał pod nim przebierając nogami, a gdy wreszcie jakiś nauczyciel raczył wyjść, wyrwał mi bukiet i skierował  w stronę pedagoga.
-Czy może pani wstawić je do wody?- rzucił bez namysłu, wręcz wpychając róże pani Scott. Kobieta jedynie pokręciła głową z grymasem na twarzy, po czym chwyciła kwiaty i zamknęła przed nami drzwi, wzdychając cicho nazwisko Liama.

Stałam dość zniecierpliwiona pod ustalonym miejscem chodząc ciągle w lewo i w prawo. Sprzedawcy z Paircelandu, byli wyraźnie bardziej zainteresowani moimi niezdarnymi ruchami przed sklepem, niż klientami. Wywnioskowałam to po czterech kasjerach, przylepionych do sklepowej szyby. Uśmiechnęłam się do nich nieśmiało, machając delikatnie w ich stronę. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
-Cholera, myślałam, że będę musiała spędzić dzień w galerii sama.- kamień spadł mi z serca, kiedy stała przede mną Viv. Jej blond włosy były rozłożone na ramionach, a kolczyk w nosie jak zwykle trochę przekrzywiony.
-Troy przecież zawsze przekazuje mi wszelkie informacje i rzeczy od ciebie.- zaśmiała się lekko i szybko sprawdziła telefon, nałogowo pisała z Boltonem. Nie potrafiła schować telefonu do torby na dłużej niż pięć minut, no chyba, że robiła coś związanego z fotografią.
-Z wyjątkiem twoich przeprosinowych czekoladek...- rzuciłam z przekąsem na co Vivien wytknęła język.- Chodź już, bo chcę mieć te zakupy za sobą.
-Dobra, ale czego szukamy?- zapytała niewyraźnie wystukując kolejne wiadomości do swojego chłopaka. W ostatnich tygodniach zrobiły się z nich papużki nierozłączki, więc te trzy dni na pewno jakoś się odbijały na ilości rozmów telefonicznych.
-Sukienki, Liam zaprosił mnie na studniówkę.- powiedziałam, a moje policzki zalała fala gorąca. Oczy Viv natychmiast znalazły moje spojrzenie, żeby zaraz usta mogły wydać z siebie pisk.
-Jednak idzie! Myślałam, że będzie trwał w postanowieniu "nie będę patrzył na masowe rozdziewiczanie".- po tych słowach obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.- To chodź, trzeba znaleźć coś wyjątkowego.
-Nie, daj spokój. Ma być ładne. Choć do Top Shopu, tam na pewno coś będzie. A poza tym, chcę zdążyć chociaż na końcówkę treningu Liama.- mówiłam ciągnąc Vivien za sobą. Nigdy nie widziałam jak Payne gra, nie wziął mnie na ani jeden mecz. Znamy się rok, jesteśmy razem już ponad pół, wypadałoby zaprezentować mi ten swój "wielki talent", o którym wszyscy mówią.
-Po co na trening? Znaczy, to naprawdę dobry pomysł, ale dlaczego tak nagle chcesz tam iść?- wypytywała się przyjaciółka, oglądając perłową, koronkową sukienkę.
-Bo nigdy nie widziałam jak gra, a poza tym, dzisiaj znowu Troy i Liam się gryźli, chcę być pewna, że się nie pozabijają.- parsknęłam pod nosem, delikatnie stukając się w czoło.
-Boże, czy to im się nigdy nie znudzi?- Vivien zapytała samą siebie, po czym szybko zdjęła z wieszaka długą, bało-kremową sukienkę. Była piękna, dokładnie taka, o jakiej marzyłam.- A ta?
-Jest... idealna.- rzuciłam zachwycona, po czym pognałam z nią do przymierzalni. Była wspaniała, idealna. Chciałam, żeby Liam mnie w niej zobaczył, już wtedy, ale musiałam czkać jeszcze dwa i pół tygodnia.

Był taki skupiony. Nie pozwalał sobie na żaden fałszywy ruch, na zły krok. Pewny chwyt i szybki bieg, skuteczne zwody i celny rzut. Znowu, szybkie przejęcie piłki, zdecydowane podanie, bieg, odbiór, kolejne oddanie piłki, rzut. Już wiem czym jest ten sport, wiem też, czym jest talent Liama. To jak się zachowuje na boisku. Ta pełna koncentracja i stu procentowe skupienie, były niesamowitym kontrastem do codziennej niezdarności i roztrzepaniu chłopaka. Kolejna akcja, motywujące krzyki Liama, zmieszane z władczym tonem głosu, pokazywały dominację, jaką wykazywał jako kapitan drużyny. Był tam całym sobą, oddawał z siebie wszystko co ma, jakby darzył tą chwilę największą ilością uczucia, jaką mógł dać. "Jedynym ujściem emocji była koszykówka"- zrozumiałam.
-Jo?-  usłyszałam znajomy głos, w którym dało się wyczuć nutę zdziwienia. Liam stał naprzeciwko trybun, trzymając prawą rękę na biodrze, a lewą wycierając mokre od potu czoło. Uśmiechnęłam się tylko, po czym pokazałam kciuki jako znak, że jest fantastyczny.- Koniec na dziś!- wrzasnął Payne klaszcząc w dłonie. Wszyscy podali sobie ręce, poklepali się po plecach i rozeszli się do szatni, łazienki lub automatu. Vivien szybko zbiegła do Boltona i rzuciła mu się na szyję, całując go wszędzie. To był zabawny widok, bo Troy mocno zacisnął usta i oczy. Viv nawet nie przeszkadzało to, że Bolton miał twarz zalaną potem.  Liam podszedł do mnie, wycierając kark ręcznikiem i schylił się, dając mi całusa.
-Jesteś niesamowity.-  zaczęłam mówić teatralnym szeptem.- Jak ty szybko biegasz i rzucasz i jesteś taki zdecydowany, skupiony i...- machałam rękoma podekscytowana, nie mogąc znaleźć słów na opisanie mojego zaskoczenia.
-Spokojnie.- wymamrotał Liam, kładąc mi palec na ustach i chichocząc przy tym uroczo. Patrzył mi w oczy, tymi karmelowymi tęczówkami, a jego lewy kącik ust powędrował do góry.- To tylko trening, kochanie.
-mówił pocierając kciukiem moje usta. Był taki opanowany, cichy, to nie był ten sam chłopak, który jeszcze przed chwilą biegał po boisku.
-Liam...- westchnęłam kiedy zaczął obdarowywać moją szyje pocałunkami, robił to tak subtelnie i delikatnie, że nie chciałam tego przerywać.- ...nie tutaj- w odpowiedzi poczułam, jak Payne przygryza płatek mojego ucha.- Ch..chodź do mnie.- chłopak momentalnie oderwał się ode mnie i uśmiechną się. Gestem ręki kazał zostać na miejscu, po czym zbiegł z trybun i zniknął za drzwiami szatni. Ja, nastawiając się, że przebranie i doprowadzenie się do ładu Liama, zajmie mu trochę, wyjęłam telefon, żeby zapytać się, kiedy rodzice dokładnie wracają z wyjazdu rocznicowego. Mama jest po ślubie z tatą od osiemnastu lat. Nie jest moim biologicznym ojcem, mój tata mieszka w Kanadzie, rzadko z nim rozmawiam, ogólnie, nie utrzymujemy ze sobą kontaktu. Jedynie sporadycznie zamienimy dwa słowa. Ale traktuję Geoffa jak mojego prawdziwego rodzica. Wychowywał mnie od początku. Od urodzenia, a nawet od siódmego miesiąca ciąży mojej mamy. Tata, jako chłopak mojej mamy zaprosił ją na Sylwestra do siebie i bum! Stało się. Jak tylko dowiedział się o jej ciąży, pozbierał manatki i wyjechał. A Geoff? Poznał mamę w piątym miesiącu, zaczęli się spotykać podczas siódmego.
-Jo?- Liam machał mi dłonią przed oczami stojąc w sowim stroju. Widziałam tylko, że odświeżył twarz. Chociaż to. Na tę myśl zaśmiałam się pod nosem.- Idziemy?- spiorunował mnie wzrokiem, kiedy głupio zachichotałam. W odpowiedzi wstałam, złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia. Szliśmy spokojnie, blisko, nasze ręce były splątane w mocnym uścisku, ja nie przestawałam się śmiać. Liam opowiadał ciągle zabawne rzeczy ze swojego dzieciństwa, mimo to, że musiał dojrzeć tak wcześnie, zwykłe wygłupy tez go nie ominęły. Przed bramą mojego domu stanęłam jak wryta i uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.
-Ugh!- syknęłam, na co Payno rzucił mi pytające spojrzenie, dodatkowo unosząc prawą brew.- Zapomniałam odebrać róż od pani Scott.- Liam wyrwał mi klucze z ręki, szybko otworzył furtkę, pociągnął mnie w stronę drzwi, zatrzaskując wcześniej otwartą bramkę nogą. W błyskawicznym tempie uporał się z drzwiami po czym objął moje biodra i lekko uniósł. Owinęłam swoje nogi w okół jego talii, a moje ręce wylądowały na jego twarzy. Moje usta zaczęły muskać jego, przechodząc na policzki i czoło. Moje dłonie wplotłam we włosy Liama, pojedyncze kosmyki zostały nawiane na palce. Payne błądził dłońmi po moich plecach, a jego klatka drżała przy cichym pomrukiwaniu. Szybko przenieśliśmy się na łóżko w moim pokoju.
-Jeżeli będzie trzeba, kupię kolejne czterdzieści...-chłopak włożył ręce pod moją koszulę, delikatnie ją podwijając. Wzdychałam, moje oddechy były płytkie i nieregularne, z resztą, Liam też pobierał łapczywie powietrze, gdy moje paznokcie podszczypywały i wbijały się w jego skórę na karku.-...czterysta...-wyszeptał całując mój nagi brzuch, gładząc biodra. Złapałam go za dekolt bluzki i podciągnęłam do siebie, powodując w ten sposób ponowne spotkanie naszych warg.-...cztery tysiące.- westchnął chłopak, przygryzając płatek mojego ucha. Po serii namiętnych pocałunków, obróciłam Liama na plecy i usiadłam na nim okrakiem. Pieściłam językiem jego obojczyki i szyję, zaczęłam kreślić mokre ślady na wyrzeźbionym brzuchu chłopaka. Moje opuszki, dokładnie badały wypukłe mięśnie, a usta robiły malutkie malinki na twardej strukturze ciała. Poczułam jak ręce Payno schodzą niżej, delikatnie łapiąc guzik od moich spodni.
-Um, Liam, może ugotujemy spaghetti? Jestem strasznie głodna.- zaśmiałam się ze zdenerwowania, poprawiając koszulę i dyskretnie sprawdzając, czy guzik jest na swoim miejscu. Spojrzałam na Liama, który wysłał mi głębokie spojrzenie, na znak zrozumienia, że nie jestem na to gotowa. Tylko podniósł się szybko, pocałował czoło i pomógł mi wstać.




czytasz=komentujesz! To naprawdę ważne dla mnie.

czwartek, 23 maja 2013

1.

"Can't Hold Us" wypełniło ciszę, odbijając się od ścian pokoju. Dziwiło mnie, że ta piosenka nie jest jeszcze moim największym koszmarem z racji tego, że budzi mnie co rano. Niechętnie zwlokłam się z łóżka i poszłam na łazienki. Jak co dzień w lustrze przywitał mnie grymas na twarzy i nierówny przedziałek na mojej głowie. Przyglądając się sinym worom przeklęłam pod nosem, a prawą ręką sięgnęłam pod krem od oczy. Po pielęgnacji twarzy przyszedł czas na zadbanie o zęby. Już nie mogłam się doczekać zdjęcia tych cholernych drutów. Ledwie włożyłam szczoteczkę do ust, gdy nieprzyjemny dźwięk wstrząsnął moim ciałem. Komu zachciało się odwiedzać mnie o dziewiątej rano? Nie przerywając czynności, w rozciągniętej bluzce i skąpych spodenkach, które robiły za moją piżamę niechętnie podeszłam do drzwi, otwierając je z impetem.
-Witam Czarnowłosą.- przywitał mnie niski głos. Zawsze powodował chmarę szczęśliwych motylków w brzuchu, ale tym razem wywołał stado rozwścieczonych lwów.
-Liam, miałeś nie przychodzić do mojego domu.- pisnęłam tupiąc nogami.
-Oh Jo, przecież twoi rodzice i tak są w pracy.- wywrócił teatralnie oczami.- A poza tym, pasta leci ci z buzi.
-Przecież przyszedłeś do mnie półtorej godziny przed zajęciami ciołku! Co ma mi lecieć z buzi? Pomidorowa?- rzuciłam zdenerwowana. Nie lubiłam gdy Liam mi dogryzał, czułam się wtedy jak jego młodsza siostra
-Kochanie, złość piękności szkodzi.- zachichotał.- To wpuścisz mnie do środka?- machnęłam ręką z dezaprobatą, dając mu znak, że ma wejść, po czym szybko pobiegłam wypluć pastę. Gdy płukałam buzię, nieelegancko parskając wodą, Liam stał w drzwiach łazienki z założonymi na siebie rękami i bacznie mi się przyglądał. Po skończeniu porannej toalety udałam się do pokoju, nie za bardzo zwracałam uwagę na chłopaka pakując książki i ścieląc łóżko. Ledwie otworzyłam szafę, kiedy pan Payne chamsko wepchnął się przede mnie patrząc mi w oczy.- Dostanę buziaka na przywitanie?- powiedział udając obrażonego. Moje policzki zaróżowiły się, po czym wdrapując się na stopy Liama, złączyłam nasze usta w ciepłym  pocałunku.
-Ugh, dlaczego mój chłopak jest koszykarzem.- zabełkotałam ironicznie gdy już zeszłam z Payna, na co Liam zmarszczył czoło.
-Przeszkadza ci to?- zapytał po chwili. Kompletnie nie przeszkadzało mi to, jakim sportem zajmuje się mój chłopak, wręcz przeciwnie. Podniecała mnie koszykówka. Myślę, że to przez ojca. On jest fanatykiem kosza, sam trenował w młodości, ponad to Liam jest podobny do niego. Też trenuje jak on w młodości, mają taką samą, głęboko kakaową barwę oczu i podobnie wykrojone usta. To urocze, że Payno przypomina mi jednego z moich rodziców.
Czekam na dzień, kiedy będę mogła śmiało przedstawić rodzicom swoje oczko w głowie. Tata nie toleruje związków w moim wieku. Tak, to głupie, mam dziewiętnaście lat, nie jestem już dzieckiem. Mam Liama. Ponad pół roku jestem zakochana po uszy, ale nie mogę się z nim swobodnie spotykać. Jestem mu tak strasznie wdzięczna za to, że jest w stanie dostosowywać się do tej sytuacji dla mnie.
-Jesteś taka delikatna.- chłopak przerwał moje przemyślenia, a moje policzki ponownie oblała fala gorącego różu.
Kolejna porcja pisku poniosła się po mieszkaniu, zaraz później pojawił się cichy chichot, by znowu później przeszedł w dziki krzyk. Każde dźgniecie pobudzało moje ciało do niekontrolowanych drgawek, a Liama to jedynie nabuzowywało. Gdy nareszcie ja przejęłam kontrolę i usiadłam okrakiem na talii chłopaka, zalałam go serią bordowych malinek na szyi i ramionach. Podczas robienia malutkiej blizny za uchem brązowookiego, usłyszałam ciche mruknięcie, które spowodowało to dziwne uczucie lekkości w żołądku. Ostatnie bodźce zadane przez Liama zakończyły naszą szamotaninę.
-Czarnowłosa, zajęcia za pół godziny.- powiedział Payne pukając ręką w zegarek na lewej ręce. Moje wyrażenie niezadowolenia grymasem na twarzy, było dla chłopaka znakiem do przerzucenia mnie przez ramie i wyjście do szkoły.
-Li!- krzyczałam uderzając pięściami o jego wyrzeźbione łopatki, dając mu do zrozumienia, aby odstawił mnie na ziemie. Jednak nic sobie z tego nie robił, nie byłam w stanie nic zrobić, nie dorównywałam mu gabarytowo nawet w najmniejszym stopniu.
-Jo, nie wierć się.-parsknął zły, podrzuciwszy mnie.- I nie krzycz.- zaśmiał się po czym opuścił mnie na trawnik przed domem i zamknąwszy bramę złapał za rękę.
-Masz śmieszne nazwisko Jo.- zaczął Liam skręcając w stronę zamkniętego osiedla, na którym znajdowała się jego kawalerka. Wcześniej wyszliśmy ze szkoły, więc mogłam odwiedzić Liama.
-Co jest w nim zabawnego?- zapytałam z wyrzutem.
-Cartner. Car-tner. To "n" w środku jest kompletnie nie potrzebne. To nawet brzmi dziwnie. Carter, a Cartner.- Liam bełkotał sam do siebie, a ja byłam zirytowana.
-A Paul McCartney? Czy McCartey brzmiało by lepiej od McCartney? Nie. Tak więc Carter, nie jest lepsze od Cartner.- mówiłam zła, natrętnie przy tym gestykulując.
-Jesteś głupia.- chłopak zaśmiał się głośno, po czym pocałował mnie w czoło.- Drobna i głupiutka.
Kochałam jak mnie przytulał. Czułam się jeszcze mniejsza i bezpieczna.
-Liam. Wytłumaczysz mi w końcu czemu mieszkasz sam?- rzuciłam szukając kluczy od mieszkania Payne w swojej torebce. Trzymałam je, bo Liam przez swoje roztrzepanie ciągle gubił klucze i musiał zmieniać zamki. To słodkie, kiedy ktoś ufa tobie bardziej niż sobie.
-Um, no... no dobrze, ale może najpierw wejdziemy, Jo?- rzucił z przekąsem. Ledwie przekroczyłam próg mieszkania i już Liam trzymał mnie na rękach. Obracał się w okół własnej osi i ani myślał o odessaniu się od moich warg. A jego usta, o Boże, takie pełne i miękkie. A jak ten chłopak całował, mm. Czysta poezja, nie da się tego opisać żadnymi słowami. Payno przebiegł przez jadalnie, żeby później rzucić mnie na kanapę. Górował nade mną, obsypywał moją szyję i policzki pocałunkami, nieśpiesznie schodząc do mojego dekoltu. Fala gorąca oblała moje ciało, a z moich ust wydostawały się ciche jęki. Mój oddech stał się nie równy, a ręce coraz bardziej ściskały koszulkę Liama.
-Wiesz, że nie wywiniesz mi się od wyjaśnień?- ledwie wydusiłam z siebie, kończąc każde słowo płytkim oddechem.
-Ej! Ja doprowadzam cię do orgazmów bezinwazyjnych, a ty musisz zepsuć ten moment.- chłopak oderwał się ode mnie i skwitował sytuację.
-Mów.- spoliczkowałam go delikatnie za poprzedni komentarz i dotknęłam nosem jago policzka, szepcząc mu do ucha.- Obiecałeś.
-Wiesz, że wychowywałem się bez rodziców.- zaczął niepewnie, a w odpowiedzi skinęłam głową.- Nie dlatego, że wyjechali. Jestem chłopcem z domu dziecka...- moje oczy zrobiły się większe niż zwykle, a informacja o przeszłości Liama odebrała zdolność mówienia.- Rodzice wpłacają alimenty, ale nigdy ich nie widziałem. Najlepsze jest to, że oddali mnie, bo byłem niepotrzebny.- zaśmiał się ironicznie.- Nie mieli ślubu, ojciec był w poważnym związku z inną kobietą, zaszalał w ostatnich chwilach wolności. Zostałem sam. Wiesz, jakie to uczucie, kiedy od małego planujesz swoją przyszłość? Kiedy w wieku jedenastu lat, zamiast podrywać pierwsze dziewczyny i bawić się z kumplami, obawiasz się o to, co będzie się z tobą działo jak wyjdziesz z bidula? Jedynym ujściem emocji była koszykówka. Szkolny trener widział we mnie młody talent, ale nie miał kto w niego zainwestować. Ja nie mogłem płacić z pieniędzy od rodziców, zbierałem na mieszkanie, w którym teraz mieszkam. Wiem, nie jest doskonałe, ale dla mnie to szczyt marzeń. Teraz dorabiam na pół etatu w piekarni i trenuje młodych adeptów Wolverhampton Tigers, a przy tym uczę się.- Liam patrzył się na mnie z boku, czekając na jakąkolwiek reakcję, a ja, nie wiedziałam co powiedzieć. On miał tak cholernie trudne dzieciństwo. Potrzebuje miłości, uczucia, nie wiem czy jestem gotowa dać mu tyle, czy podołam.- Jeżeli jesteś zła, że przez całą naszą  znajomość okłamywałem cię i wyjdziesz, nie krępuj się, zrozumiem.- Okropnie było słyszeć łamiący się głos mojego brązowookiego skarbu. Był taki bezbronny i niewinny.
-Liam, nie... nie mów tak nawet.- mówiłam trzymając jego twarz w obu dłoniach, pocierając ją kciukiem.- Jak mogę być zła?- każde słowo uwieńczałam kolejnymi pocałunkami.- Nie zostawię cię.- mówiłam tuląc go. Był teraz taki delikatny, kruchy, jak porcelana. Każdy dotyk był taki, jakby był pierwszym, a każdy pocałunek bał się, że będzie tym ostatnim. To rozdarcie i współczucie wewnątrz kazało mi zostać przy nim już wiecznie.
-Daj spokój Jo.- Liam oderwał się od mojego ciała.- Jestem dorosły.- uśmiechną się delikatnie, odgarniając pasmo włosów z mojej twarzy.