czwartek, 23 maja 2013

1.

"Can't Hold Us" wypełniło ciszę, odbijając się od ścian pokoju. Dziwiło mnie, że ta piosenka nie jest jeszcze moim największym koszmarem z racji tego, że budzi mnie co rano. Niechętnie zwlokłam się z łóżka i poszłam na łazienki. Jak co dzień w lustrze przywitał mnie grymas na twarzy i nierówny przedziałek na mojej głowie. Przyglądając się sinym worom przeklęłam pod nosem, a prawą ręką sięgnęłam pod krem od oczy. Po pielęgnacji twarzy przyszedł czas na zadbanie o zęby. Już nie mogłam się doczekać zdjęcia tych cholernych drutów. Ledwie włożyłam szczoteczkę do ust, gdy nieprzyjemny dźwięk wstrząsnął moim ciałem. Komu zachciało się odwiedzać mnie o dziewiątej rano? Nie przerywając czynności, w rozciągniętej bluzce i skąpych spodenkach, które robiły za moją piżamę niechętnie podeszłam do drzwi, otwierając je z impetem.
-Witam Czarnowłosą.- przywitał mnie niski głos. Zawsze powodował chmarę szczęśliwych motylków w brzuchu, ale tym razem wywołał stado rozwścieczonych lwów.
-Liam, miałeś nie przychodzić do mojego domu.- pisnęłam tupiąc nogami.
-Oh Jo, przecież twoi rodzice i tak są w pracy.- wywrócił teatralnie oczami.- A poza tym, pasta leci ci z buzi.
-Przecież przyszedłeś do mnie półtorej godziny przed zajęciami ciołku! Co ma mi lecieć z buzi? Pomidorowa?- rzuciłam zdenerwowana. Nie lubiłam gdy Liam mi dogryzał, czułam się wtedy jak jego młodsza siostra
-Kochanie, złość piękności szkodzi.- zachichotał.- To wpuścisz mnie do środka?- machnęłam ręką z dezaprobatą, dając mu znak, że ma wejść, po czym szybko pobiegłam wypluć pastę. Gdy płukałam buzię, nieelegancko parskając wodą, Liam stał w drzwiach łazienki z założonymi na siebie rękami i bacznie mi się przyglądał. Po skończeniu porannej toalety udałam się do pokoju, nie za bardzo zwracałam uwagę na chłopaka pakując książki i ścieląc łóżko. Ledwie otworzyłam szafę, kiedy pan Payne chamsko wepchnął się przede mnie patrząc mi w oczy.- Dostanę buziaka na przywitanie?- powiedział udając obrażonego. Moje policzki zaróżowiły się, po czym wdrapując się na stopy Liama, złączyłam nasze usta w ciepłym  pocałunku.
-Ugh, dlaczego mój chłopak jest koszykarzem.- zabełkotałam ironicznie gdy już zeszłam z Payna, na co Liam zmarszczył czoło.
-Przeszkadza ci to?- zapytał po chwili. Kompletnie nie przeszkadzało mi to, jakim sportem zajmuje się mój chłopak, wręcz przeciwnie. Podniecała mnie koszykówka. Myślę, że to przez ojca. On jest fanatykiem kosza, sam trenował w młodości, ponad to Liam jest podobny do niego. Też trenuje jak on w młodości, mają taką samą, głęboko kakaową barwę oczu i podobnie wykrojone usta. To urocze, że Payno przypomina mi jednego z moich rodziców.
Czekam na dzień, kiedy będę mogła śmiało przedstawić rodzicom swoje oczko w głowie. Tata nie toleruje związków w moim wieku. Tak, to głupie, mam dziewiętnaście lat, nie jestem już dzieckiem. Mam Liama. Ponad pół roku jestem zakochana po uszy, ale nie mogę się z nim swobodnie spotykać. Jestem mu tak strasznie wdzięczna za to, że jest w stanie dostosowywać się do tej sytuacji dla mnie.
-Jesteś taka delikatna.- chłopak przerwał moje przemyślenia, a moje policzki ponownie oblała fala gorącego różu.
Kolejna porcja pisku poniosła się po mieszkaniu, zaraz później pojawił się cichy chichot, by znowu później przeszedł w dziki krzyk. Każde dźgniecie pobudzało moje ciało do niekontrolowanych drgawek, a Liama to jedynie nabuzowywało. Gdy nareszcie ja przejęłam kontrolę i usiadłam okrakiem na talii chłopaka, zalałam go serią bordowych malinek na szyi i ramionach. Podczas robienia malutkiej blizny za uchem brązowookiego, usłyszałam ciche mruknięcie, które spowodowało to dziwne uczucie lekkości w żołądku. Ostatnie bodźce zadane przez Liama zakończyły naszą szamotaninę.
-Czarnowłosa, zajęcia za pół godziny.- powiedział Payne pukając ręką w zegarek na lewej ręce. Moje wyrażenie niezadowolenia grymasem na twarzy, było dla chłopaka znakiem do przerzucenia mnie przez ramie i wyjście do szkoły.
-Li!- krzyczałam uderzając pięściami o jego wyrzeźbione łopatki, dając mu do zrozumienia, aby odstawił mnie na ziemie. Jednak nic sobie z tego nie robił, nie byłam w stanie nic zrobić, nie dorównywałam mu gabarytowo nawet w najmniejszym stopniu.
-Jo, nie wierć się.-parsknął zły, podrzuciwszy mnie.- I nie krzycz.- zaśmiał się po czym opuścił mnie na trawnik przed domem i zamknąwszy bramę złapał za rękę.
-Masz śmieszne nazwisko Jo.- zaczął Liam skręcając w stronę zamkniętego osiedla, na którym znajdowała się jego kawalerka. Wcześniej wyszliśmy ze szkoły, więc mogłam odwiedzić Liama.
-Co jest w nim zabawnego?- zapytałam z wyrzutem.
-Cartner. Car-tner. To "n" w środku jest kompletnie nie potrzebne. To nawet brzmi dziwnie. Carter, a Cartner.- Liam bełkotał sam do siebie, a ja byłam zirytowana.
-A Paul McCartney? Czy McCartey brzmiało by lepiej od McCartney? Nie. Tak więc Carter, nie jest lepsze od Cartner.- mówiłam zła, natrętnie przy tym gestykulując.
-Jesteś głupia.- chłopak zaśmiał się głośno, po czym pocałował mnie w czoło.- Drobna i głupiutka.
Kochałam jak mnie przytulał. Czułam się jeszcze mniejsza i bezpieczna.
-Liam. Wytłumaczysz mi w końcu czemu mieszkasz sam?- rzuciłam szukając kluczy od mieszkania Payne w swojej torebce. Trzymałam je, bo Liam przez swoje roztrzepanie ciągle gubił klucze i musiał zmieniać zamki. To słodkie, kiedy ktoś ufa tobie bardziej niż sobie.
-Um, no... no dobrze, ale może najpierw wejdziemy, Jo?- rzucił z przekąsem. Ledwie przekroczyłam próg mieszkania i już Liam trzymał mnie na rękach. Obracał się w okół własnej osi i ani myślał o odessaniu się od moich warg. A jego usta, o Boże, takie pełne i miękkie. A jak ten chłopak całował, mm. Czysta poezja, nie da się tego opisać żadnymi słowami. Payno przebiegł przez jadalnie, żeby później rzucić mnie na kanapę. Górował nade mną, obsypywał moją szyję i policzki pocałunkami, nieśpiesznie schodząc do mojego dekoltu. Fala gorąca oblała moje ciało, a z moich ust wydostawały się ciche jęki. Mój oddech stał się nie równy, a ręce coraz bardziej ściskały koszulkę Liama.
-Wiesz, że nie wywiniesz mi się od wyjaśnień?- ledwie wydusiłam z siebie, kończąc każde słowo płytkim oddechem.
-Ej! Ja doprowadzam cię do orgazmów bezinwazyjnych, a ty musisz zepsuć ten moment.- chłopak oderwał się ode mnie i skwitował sytuację.
-Mów.- spoliczkowałam go delikatnie za poprzedni komentarz i dotknęłam nosem jago policzka, szepcząc mu do ucha.- Obiecałeś.
-Wiesz, że wychowywałem się bez rodziców.- zaczął niepewnie, a w odpowiedzi skinęłam głową.- Nie dlatego, że wyjechali. Jestem chłopcem z domu dziecka...- moje oczy zrobiły się większe niż zwykle, a informacja o przeszłości Liama odebrała zdolność mówienia.- Rodzice wpłacają alimenty, ale nigdy ich nie widziałem. Najlepsze jest to, że oddali mnie, bo byłem niepotrzebny.- zaśmiał się ironicznie.- Nie mieli ślubu, ojciec był w poważnym związku z inną kobietą, zaszalał w ostatnich chwilach wolności. Zostałem sam. Wiesz, jakie to uczucie, kiedy od małego planujesz swoją przyszłość? Kiedy w wieku jedenastu lat, zamiast podrywać pierwsze dziewczyny i bawić się z kumplami, obawiasz się o to, co będzie się z tobą działo jak wyjdziesz z bidula? Jedynym ujściem emocji była koszykówka. Szkolny trener widział we mnie młody talent, ale nie miał kto w niego zainwestować. Ja nie mogłem płacić z pieniędzy od rodziców, zbierałem na mieszkanie, w którym teraz mieszkam. Wiem, nie jest doskonałe, ale dla mnie to szczyt marzeń. Teraz dorabiam na pół etatu w piekarni i trenuje młodych adeptów Wolverhampton Tigers, a przy tym uczę się.- Liam patrzył się na mnie z boku, czekając na jakąkolwiek reakcję, a ja, nie wiedziałam co powiedzieć. On miał tak cholernie trudne dzieciństwo. Potrzebuje miłości, uczucia, nie wiem czy jestem gotowa dać mu tyle, czy podołam.- Jeżeli jesteś zła, że przez całą naszą  znajomość okłamywałem cię i wyjdziesz, nie krępuj się, zrozumiem.- Okropnie było słyszeć łamiący się głos mojego brązowookiego skarbu. Był taki bezbronny i niewinny.
-Liam, nie... nie mów tak nawet.- mówiłam trzymając jego twarz w obu dłoniach, pocierając ją kciukiem.- Jak mogę być zła?- każde słowo uwieńczałam kolejnymi pocałunkami.- Nie zostawię cię.- mówiłam tuląc go. Był teraz taki delikatny, kruchy, jak porcelana. Każdy dotyk był taki, jakby był pierwszym, a każdy pocałunek bał się, że będzie tym ostatnim. To rozdarcie i współczucie wewnątrz kazało mi zostać przy nim już wiecznie.
-Daj spokój Jo.- Liam oderwał się od mojego ciała.- Jestem dorosły.- uśmiechną się delikatnie, odgarniając pasmo włosów z mojej twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz